wtorek, 21 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 1


   Pół roku wcześniej
   Londyn 2013 rok

  Dzień Cornelii zaczął się sypać już przed wyjściem do pracy.Ekspres do kawy znowu się popsuł, chociaż prosiła Daniela już od tygodnia żeby go naprawił. Musiała biegnąć z szybkością sprintera olimpijskiego żeby zdążyć na autobus i jeszcze ten dziwny stary mężczyzna gapiący się na nią przez całą drogę. Kiedy dotarła do biurowca w którym pracowała jako sekretarka miała nadzieje na chwilę odpoczynku, ale jej zrzędliwy szef od razu zawalił ją stertą papierkowej roboty i kazał wykonać niezliczoną ilość telefonów. Kiedy uporządkowała już połowę dokumentów udało jej się zadzwonić do dwa lata młodszego od niej brata.
- Wstałeś już?- Spytała z poirytowaniem w głosie. Była dziesiąta, a znając możliwości jej brata mógł on przespać jeszcze dobre trzy godziny.
- Dzień dobry. Też cię kocham siostrzyczko.- Odpowiedział Daniel zadziwiająco pewnym, trzeźwym głosem.- Naprawiłem ekspres kilka minut temu. Dlaczego nie powiedziałaś że się zespół?
  W Cornelii zaczęło się coś gotować. Wzięła kilka dodatkowych oddechów i już mogła mówić dalej.
-Cieszę się że już normalnie funkcjonujesz.- Ten wyraz dość dobrze opisywał to co się z nimi działo. Trzy miesiące temu ich rodzice zginęli pod lawiną śnieżną na wycieczce w Alpach. Cornelia i Daniel zostali w Londynie, Daniel musiał chodzić na uczelnie, a ona nie dostała urlopu w pracy. Jej brat do tej pory nie mógł się pozbierać, ciągle zawalał szkołę, imprezował i spał do późna.- Zostawiłam, rachunki na stole, mógłbyś przynieść mi je do pracy. Dzisiaj kończy się termin do zapłaty.
- Nie ma sprawy, sam je zapłacę, a ty skocz po zakupy. Lodówka świeci pustkami. Yghh. Czy my mieliśmy kiedyś mango? Czekaj..- Nagle rozległ się głośny stukot. Po chwili Daniel znowu podniósł słuchawkę.- To. Nie. Było. Mango!
- Nie ruszaj już niczego! Posprzątam jak wrócę. Ty tylko zapłać rachunki.
  Cornelia wróciła do pracy, ale nie mogła się skupić bo jej myśli ciągle krążyły w okół domniemanego mango.
  Odkąd Daniel się obudził próbował zająć czymkolwiek umysł i ręce. Było mu bardzo ciężko po śmieci rodziców i podziwiał Cornelię za wysiłek jaki włożyła żeby wrócić do normalnego życia, więc postanowił coś zmienić i wesprzeć siostrę. Od rana zdążył już naprawić ekspres,naoliwić drzwi i wyprowadzić psa ich rodziców, uroczego mopsa o imieniu Dankan, właściwie to teraz ich psa. Po rozmowie z siostrą i odkryciu nowego rodzaju bakterii w ich lodówce, Daniel odsłonił zasłony, otworzył okna ich mieszkania w Southwark z widokiem na Millenium Bridge i ignorując instrukcje Neli zaczął sprzątać. Po kilku godzinach i niewiarygodnej ilości śmieci wyniesionych do kosza stwierdził że to naprawdę ładne mieszkanie.Nie mając w domu już nic do roboty, Daniel razem z Dankanem poszedł na pocztę opłacić rachunki. Niestety kolejka była długa na dziesięć osób i znowu zaczęło łapać go przygnębienie.
- Ty jesteś Daniel? Daniel Rattingan, prawda?- Daniel odwrócił się spoglądając na starszego elegancko ubranego mężczyznę z zarostem i srebrnymi włosami, trzymającego w ręku laskę.
-Przepraszam, ale nie znam pana, choć pan wydaje się znać mnie.
-Ostatnio widziałem cię w wieku czterech lat, miałeś siostrę. Jak jej było na imię Carina? Korella?
- Cornelia.
- Ah tak, Cornelia. Jestem przyjacielem waszych rodziców. Przepraszam byłem. Straszna tragedia.- Mężczyzna zrobił zbolałą minę.- Gdzie moje maniery. Nazywam się Rufus Heidel. Wykładałem z twoim ojcem na uczelni, niestety kilka lat temu wyjechałem i nasze drogi się rozeszły.
  Daniel słuchał relacji Rufusa z ostatnich badań jakie przeprowadził z jego ojcem. Nigdy nie interesował się pracą rodziców, wydawała mu się nudna i monotonna. Teraz chciał wiedzieć wszystko o tym co robili i czym się zajmowali, w pewien sposób czół że to go do nich przybliża. Kiedy mężczyzna doszedł do momentu wykopania bardzo starej wazy znalezionej na zachodniej granicy Egiptu, przyszła pora na Daniela do obsłużenia w okienku.
 - Miałby pan coś przeciwko gdybym poprosił o następne spotkanie?- Daniel był zdesperowany, nie znał zbyt wielu przyjaciół  swoich rodziców, większość była rozsiana po świecie albo zbyt zajęta. Rufus wydawał się miły i mógł mu przybliżyć tą stronę życia rodziców której nie znał.
- Z przyjemnością, ponownie z tobą porozmawiam, może uda mi się także spotkać twoją siostrę?
- Tak, tak może przyjdzie pan jutro do nas na obiad? Nie gwarantuje że będzie to udany posiłek ale okazja do rozmowy się znajdzie.
-Chętnie. I proszę mów mi Rufus, przez tego pana czuję się jakby przybyło mi kolejne dwadzieścia lat.
- Jutro o 15. Mieszkanie 94, Falcon Point, Hopton Street.- Daniel z przerażeniem spojrzał na zegarek.- Przykro mi ale muszę już iść. Do widzenia.
   Chłopak wybiegł z budynku poczty, odwiązał Dankana i ruszył w stronę swojego mieszkania. Cornelia już od 30 minut powinna być w domu. Nie wiedział jak zareaguje na wieść o wizycie Rufusa, do tej pory unikali rozmów o rodzicach. Zorganizowali pogrzeb, przyjęli kondolencje, byli na odczytaniu testamentu, ale nie zdobyli się nawet na zabranie rzeczy Dankana z domu rodziców. Zbyt bolesne byłoby patrzenie na wszystkie pozostawione przez nich rzeczy, rzeczy których już nigdy nie użyją.
 Dotarłszy do domu Daniel już na progu poczuł zapach czegoś, co wydawało się być normalnym jedzeniem i w ogóle nie przypominającego fast foodu. Od razu zaburczało mu w brzuchu.
- Neli?- Chłopak podszedł do siostry ujął jej twarz w dłonie i zaczął obracać pod różnymi kątami. Zdziwiona Cornelia posłała bratu wymowne spojrzenie,
- Poczekaj! Nie wierze.- Daniel zrobił jeszcze bardziej zaniepokojoną minę. Szybko puścił twarz siostry i teatralnym gestem zakrył usta dłonią.
- Co się dzieje? Mam coś na twarzy? Mów! - Chłopak parsknął śmiechem i łapiąc siostrę za talię podniósł ją w powietrze i zamknął w niedźwiedzim uścisku.
- Moja siostra umie gotować i czuje że to jest coś jadalnego.
  Cornelia wyrwała się z ramion brata i wcisnęła łokieć pod jego żebra.
-Ha ha uśmiałam się. Lepiej nakryj do stołu bo nie będziesz miał okazji przekonać się czy moje spaghetti jest jadalne.
  Przy posiłku Cornelia opowiedziała co się działo w pracy, o idiocie który mało co nie potrącił jej  na przejściu i o kasjerce śmierdzącej potem.
- Mówię ci, śmierdziała tak bardzo że chciałam wrócić się do działu kosmetycznego i wręczyć jej antyperspirant. A ty jak spędziłeś dzień?
-Właściwie to całkiem spokojnie. Posprzątałem, wyrzuciłem śmieci do kosza sąsiadów bo w naszym nie ma już miejsca, opłaciłem rachunki, zaprosiłem przyjaciela rodziców na obiad, a Dankan zostawił niespodziankę temu facetowi z wiertarką spod 89 na wycieraczce.
-CO?!- Cornelia upuściła widelec i zastygła w ruchu patrząc na brata.
- Moim zdaniem sobie zasłużył, to że przez ostanie miesiące leżałem w stanie wegetatywnym nie znaczy że straciłem słuch.
- Nie mówię o Frostonie. Jakiego przyjaciela? Kiedy ma przyjść?\
- Nazwa się Rufus Heidel, prowadził badania w Egipcie z tatą. Wpadnie jutro o 15. Mam nadzieje że masz jeszcze jakiegoś asa w rękawie oprócz spaghetti.
- Łał to, to świetnie.- Cornelia zrobiła taką minę jakby koś uderzył ją w żołądek.
- Jeśli nie chcesz mogę to odwołać. Co prawda nie mam jego numeru i nie wiem gdzie mieszka ale coś wymyśle.
- Zapraszasz do nas człowieka o którym nic nie wiesz?! Spokojnie.- W tym momencie dziewczyna wstała od stołu i zaczęła się przechadzać.- Chyba kojarzę tego Rufusa, niech przyjdzie. Poradzimy sobie.
  Daniel wiedział że siostra nie miała na myśli poradzenia sobie w przypadku, w którym Rufus okazuje się seryjnym socjopatycznym mordercą  ale to że poradzą sobie z natłokiem informacji o rodzicach, wspomnień i  uczuć, które do tej pory próbowali ignorować.

  Daniel:

Cornelia:



Rufus:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz